W skrócie na drucie. Cztery bazyliowe lata, krok po kroku, bez wstępu i zakończenia, po swojemu, po mojemu, byle jak, byle tu.
Pamiętam ten dzień dokładnie. Siedzieliśmy w pracy z Rafałem i gadaliśmy o tym, jak mam nazwać bloga. On upierał się przy “Marta gotuje”, ja przy czymś, czego już nawet nie pamiętam. Blogspot zweryfikował nasze pomysły – kto choć raz zakładał taki profil, ten wie, że nawet najgłupsze nazwy, okazują się być już klepnięte. Dwie godziny kombinowania i jedyną wolną nazwą, która przyszła mi do głowy, był Bazyliowy Mus. Pomysł najgorszy z najgłupszych, ale dziś, nie cofnęłabym już tamtej decyzji. Tak musiało zostać. I tak zostało.
Blog powstał z pasji do gotowania. Pasja do gotowania powstała z pasji do jedzenia. Wyprowadzając się do Holandii, na kartce zapisywałam porady mamy, przepisy na najprostsze obiady. Mój ówczesny chłopak, widząc, że robię kotlety lecąc “z kartki”, okazał się aniołem, który choć trochę mnie krytykował, to jednak wraz z pozostałymi mieszkańcami, jakoś zjadał te moje niedosmażone, spalone i suche na wiór mięso. Musztra mobilizowała, gotowałam i piekłam coraz to więcej, zaczęłam pracować w piekarni i…w sześć tygodni przytyłam osiem kilo. Po powrocie do Polski pracowałam w restauracjach w Krakowie i Poznaniu, zostałam nawet szefem kuchni. Dziś gastronomię podziwiam już tylko z pozycji gościa.
Trzy lata temu, dość przypadkowo trafiam na film “Bracia Kliczko”. Oglądam z wypiekami na twarzy, co jest o tyle dziwne, że przecież nie lubię oglądać telewizji. Gdy film się kończy, robię herbatę i puszczam od nowa. Spisuję wszystkie wymienione nazwiska, sprawdzam wywiady, ważenia, walki. Boks oglądam całymi dniami. Uświadamiam sobie, że Dariusz Michalczewski też boksował – wiedziałam, że był sportowcem, nie wiedziałam, że pięściarzem. Z boksem kojarzył mi się Andrzej Gołota, Don King, Muhammad Ali, Diablo Włodarczyk i Artur Szpilka, o którym dwa lata wcześniej opowiadał mi znajomy (“to będzie kiedyś bardzo dobry bokser, zobaczysz”). Tyle. Muszę szybko nadrabiać, bo faceci słysząc, że interesuję się boksem, pękają ze śmiechu i próbują zrobić ze mnie idiotkę, tłumacząc mi, że nic nie wiem. Dziś choć sama uważam, że niewiele wiem, wiem że z tamtymi facetami o boksie sobie nie pogadam – ich wiedza jest mniej więcej taka, jak moja o motoryzacji…No, może trochę większa, ale to chyba żaden wyczyn.
Sierpień 2015. Wszyscy namawiają bym poszła za ciosem i zaczęła przepytywać pięściarzy. W ogóle nie czuję się na siłach. Oglądam boks codziennie, ale moja wiedza nadal jest licha. Trochę dla świętego spokoju proponuję, że zapytam trzech pięściarzy o to, czy w ogóle zgodzą się ze mną porozmawiać. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy są na tak. Choć wiem, że się do tego nie nadaję, podejmuję rękawice. Zdaję sobie sprawę, że kobieta interesująca się boksem to pewnego rodzaju atrakcja (abstrakcja?) i że prawdopodobnie jest to jedyny powód, dla którego udaje mi się te wywiady załatwić. Pierwszy wywiad – z Maćkiem Sulęckim – ukazuje się na początku sierpnia.
Efektem ubocznym staje się moja metamorfoza. Nie, nie zmieniam ciuchów o pięć rozmiarów – choć kolejne pomiary tkanki tłuszczowej, mogłyby to sugerować. Zmieniam przede wszystkim siebie. Kompleksy, które przez lata pielęgnowałam, zaczynam stopniowo wyrzucać do śmietnika. Uczę się dostrzegać to, co mam w sobie dobre i pracować nad tym, co nie jest najmocniejszą stroną. Zaczynam dbać o SWOJE szczęście, eliminuję toksyczne relacje. Podobam się sobie i w końcu po latach, przestaję się siebie wstydzić. Zmieniam też swój stosunek do innych – kibicuję i dobrze życzę wszystkim, nikomu nie zazdroszczę. Rozumiem, że moje życie zależy ode mnie, a nie od tego czy ktoś inny ma lepiej lub gorzej. Kompleksy to jednak temat, któremu kiedyś poświęcę osobny wpis – niektórzy nie uwierzą, że można mieć tak nierówno w głowie 🙂
Żeby w czwarte blogowe urodziny napisać “happy birthday to me“, przebiegam przez te wszystkie historie. Oto ja – kompletna, poskładana, uśmiechnięta i popieprzona – jedyna osoba, bez której ten blog nie mógłby istnieć. Moje życie to szereg porąbanych historyjek, które składają się na to jaka jestem – nie raz irytująca, ale zawsze zawzięta, dobra, pracowita i wiecznie dążąca do celu. Taka też właśnie jestem na blogu – prawdziwa. Nie kłamię, że byłam na treningu, gdy na nim nie byłam. Nie mówię, że słodycze to zło i że nie nie, nigdy więcej. Gdy mówię, że Bulk Powders ma najsmaczniejsze odżywki, to dokładnie dlatego, że z wszystkich, które przetestowałam, te smakują mi najbardziej. Gdy na snapchacie widzicie jak wcinam szamkę z Fit And More, to dlatego, że po wyłączeniu kamery, dalej będą ją wsuwać. Nie oszukuję Was, bo wiem jak wielu z Was, obdarzyło mnie swoim zaufaniem.
Gratualcję!
Brawo Wixa:)
Wszystkiego dobrego 🙂
Gratuluję 4- tych urodzin bloga i życzę kolejnych sukcesów w dążeniu do absolutnego szczęścia (:
Kochana wszystkiego najlepszego 🙂 życzę ci samych sukcesów i szczęśliwego blogowania 🙂
Nie pozostaje nic innego, jak życzyć Ci spełnienia kolejnych marzeń, osiągnięcia nowych, jeszcze większych celów. I niech życie płynie Ci tak, jak sobie sama wymyślisz, oczywiście wraz z Bazyliowym Musem 🙂
Kliczko! Uwielbiam ich! 😉 Ale miałaś szczęście, że ich spotkałaś 😉